Ta historia dobitnie pokazuje, że współpraca z jednym pośrednikiem, w oparciu o Umowę pośrednictwa z klauzulą #WYŁĄCZNOŚĆ, oparta na wzajemnym zaufaniu to podstawa bezpiecznej transakcji. Historia wydarzyła się kilka lat temu. Dzisiaj regulacje prawne lepiej zabezpieczają Klientów, a oni sami są lepiej wyedukowanie i bardziej wielu kwestii świadomi.
Kiedyś klienci sami przychodzili do biura nieruchomości zgłosić swoje mieszkanie, dom czy działkę do sprzedaży. U nas w mieście, wiele biur było wówczas zlokalizowanych przy głównej ulicy. Klienci mieli więc możliwość podczas jednego „spaceru” zgłosić swoją nieruchomość w kilkunastu biurach. Tak też w biurze, w którym wówczas pracowałam pojawiła się klientka na stałe mieszkająca w Skandynawii i posiadająca piękne, stylowe mieszkanie w kamienicy obok naszego biura. Korzystając z takiej lokalizacji i uprzejmości naszej sekretarki – klientka podpisała Umowę pośrednictwa w sprzedaży swojego lokalu, zdeponowała u nas klucze z prośbą, aby je udostępniać innym pośrednikom. Były to także zamierzchłe czasy kiedy biura niewiele wiedziały o pracy na Umowie z klauzulą wyłączności.
Po kilku prezentacjach zrealizowanych przez kilka biur (wiedzieliśmy o tych prezentacjach dzięki udostępnianiu kluczy), do biura przyszedł list od właścicielki z informacją, że mieszkanie zostało sprzedane. Było to dość dziwne gdyż Pani mieszkała dość daleko i wcześniej nie sugerowała nawet, że jest jakiś klient, nie odebrała także swoich kluczy.
Jakież było nasze zdziwienie kiedy po około 5 miesiącach Pani pojawiła się w biurze. Przyszła z aktem sprzedaży i prośbą o konsultację. Prawda o tej transakcji wyglądała następująco. Klient zainteresowany, po prezentacji z pośrednikiem, postanowił poszukać klientki na własną rękę, aby zaproponować jej „ominięcie” biura i zaoszczędzenie na prowizji….. Klientka przystała na tą propozycję. Klient poinformował ją, że będzie zaciągał kredyt hipoteczny na zakup mieszkania. Strony dogadały wszystkie szczegóły i po kilku tygodniach spotkały się w kancelarii notarialnej. Akt został podpisany, niewielki wkład własny zapłacony gotówką. Ponieważ Pani mieszkała w Norwegii postanowiła wydać mieszkanie tuż po umowie. Spisano liczniki. Przekazała klucze i wróciła do siebie. Tam w spokoju oczekiwała na przelew z banku. Ale po kilku miesiącach, kiedy pieniądze nie przychodziły, a kupujący zmienił numer telefonu i był nieosiągalny, straciła cierpliwość i postanowiła wrócić do Bydgoszczy, aby definitywnie dokończyć transakcje i odzyskać środki ze sprzedaży.
W akcie notarialnym została umieszczona informacja, że cena zostanie zapłacona z kredytu. Niestety, na dzień zawarcia aktu Klient jeszcze o żaden kredyt nie zaczął się starać. Jednak własność została przeniesiona. Jak wspomniałam wcześniej – dzisiaj taka konstrukcja Umowy nie byłaby możliwa. I dzisiaj i wówczas, gdyby Klientka korzystała ze wsparcia pośrednika, zwróciłby on uwagę, że jej interes nie jest w żaden sposób zabezpieczony, a takie zobowiązanie kupującego niesie za sobą ogromne ryzyko.
Sprawa trafiła do sądu ponieważ nowy właściciel ciągle miał jakieś wymówki, aby udać się do banku. Wyrok sądowy też nie gwarantował jednorazowej zapłaty. Pani otrzymywała przez kilka lat nieregularne kwoty sięgające maksimum 500zł. Finał tej historii był jest optymistyczny. Wieloletnia batalii sądowa i dochodzenie zobowiązań kupującego, zamiast zaoszczędzić środków spowodowało ogromne wydatki (przeloty do Polski, urlop, sprawa sądowa, adwokaci), stres (czy uda się odzyskać pieniądze) i przede wszystkim utratę nieruchomości (nawet przy ówczesnych cenach zapłata w ratach po 500zł miesięcznie dla sprzedającej była co najmniej kiepskim interesem).
Rozwiązaniem i najlepszym zabezpieczeniem transakcji gotówkowych jest depozyt notarialny, o którym pisałam Wam w części 1 tego cyklu.